Większe możliwości, żeby decydować o sobie... Z właścicielem Covered Bridge Park Andrzejem Sadeckim rozmawia Andrzej Kumor
Poszli na całość, rzucili się na głęboką wodę. Na początku sprzedali wszystko i kamperem przejechali Amerykę, w drodze pojawiło się ich czwarte dziecko, wrócili do Toronto by spokojnie mogło przyjść na świat. Trochę, popracowali i postanowili żyć tak jak chcą - z wielkimi trudnościami ale dopięli swego - mieszkają w dużym domu nad rzeką Bonnechere na kanadyjskich Kaszubach niepodal Round Lake, w sąsiedztwie parku Algonquin prowadzą ośrodek kempingowy, mają własne kury, kozę i 60 hektarów przestrzeni do oddychania... - Dzidka i Andrzej Sadeccy, imigranci z lat 80...
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/tag/nasze%20losy#sigProId09d0421702
Andrzej Kumor: Minęło kilka lat od naszej ostatniej rozmowy, kiedy byliście tutaj tacy świeżo upieczeni, tacy „miastowi”, którzy zaczynają wiejską przygodę. Powiedz, jak patrzysz na to z perspektywy tych kilku lat? Chyba okrzepliście, chyba czujesz się pewnie, jak gospodarz na swoim?
Andrzej Sadecki: Ja nie jestem zupełnie „miastowy”, bo urodziłem się i wychowałem na wsi w Polsce. Zawsze ciągnęło mnie do ziemi. Moje plany kiedyś... kiedyś myślałem, że wrócę do Polski, a później, kiedy się już osadziłem w Kanadzie bardziej na stałe, to nie chciałem za bardzo mieszkać w Toronto.
– Za ciasno, za gęsto?
Wspomnienia z mojego życia (22)
10
W polskim gimnazjum
Po długiej dygresji wracamy na łono polskiej Almae Matris Ostroviensis. We wspomniany już poniedziałek prof. Tadeusz Eustachiewicz wprowadził mnie do klasy, na drzwiach której wisiała tabliczka: Kl. V, a pod tym: Wyższa tercja.
Wprowadzano już powoli nomenklaturę obowiązującą w szkołach Galicji i w Królestwie. Eustachiewicz wpisał do dziennika klasowego moje imię i nazwisko i wyszedł. Siedząca za katedrą młodziutka „Blondondula” zwróciła się wtedy: „Proszę zająć jedno z wolnych miejsc. Wtedy Goetz się odezwał: „Stachu, twoje miejsce jest wolne, czekało na ciebie, chodź, siadaj”. Zdziwiła się „Blondonduleczka”, bo nie wiedziała, że jestem dawnym uczniem. Musiałem jej w kilku słowach wyjaśnić, dlaczego mnie tyle miesięcy nie było w szkole. Ta przeszłość wojskowa i wojenna zrobiła na niej duże wrażenie.
Po objęciu rządów przez Komisariat NRL rozpoczęto natychmiast gruntowną reorganizację szkolnictwa w „dzielnicy pruskiej” (jeszcze istniała). Prowincjonalne Kolegium Szkolne w Poznaniu, późniejsze kuratorium, przystąpiło do wprowadzania języka polskiego jako wykładowego, a zarazem nowego programu nauki i zajęć szkolnych. Pojawiły się polskie podręczniki – powielone przede wszystkim z galicyjskich. Dostosowano także okres roku szkolnego i jego podział do zwyczaju panującego w innych dzielnicach Polski, a mianowicie jednorazowe dwumiesięczne wakacje od 1 lipca do 31 sierpnia, początek roku szkolnego 1 września, oraz kilkudniowe ferie świąteczne na Wielkanoc i Boże Narodzenie.
Zakończenie roku szkolnego 1918/1919 nastąpiło po raz ostatni według dotychczasowego zwyczaju 15 kwietnia 1919 r. Po dwutygodniowych feriach rozpoczęto nowy rok szkolny 1 maja. Po dwu miesiącach nauki zarządzono przerwę wakacyjną na okres lipca i sierpnia. Naukę wznowiono w nowym już terminie – 1 września.
Reformy te wymagały oczywiście pełnej zmiany personelu pedagogicznego, usunięcia nauczycieli niemieckich i obsadzenia wszystkich szkół Polakami. Nie było to ani łatwe, ani proste, nie dało się szybko zrealizować, gdyż wskutek długotrwałej i systematycznej germanizacji szkół przez rząd pruski, nie ostał się do roku 1919 w szkołach prawie żaden nauczyciel Polak. Władze starały się pościągać Polaków, którzy uczyli w głębi Niemiec, w Galicji, a pochodzących z Poznańskiego, ale była to kropla w morzu. Musiano sięgnąć do rezerwuaru, jaki stanowiło nauczycielstwo w byłym zaborze austriackim.
Uratował mnie sowiecki lekarz
Nagle dociera do mnie, że mam mnóstwo wolnego czasu. Rzecz u mnie absolutnie nowa.
I niepojęta... Nigdy w życiu to mi się nie zdarzyło.
Teraz jestem jak "Gość na chorobowym!" – tak zakończyłem relację z mojej "Nieoczekiwanej zmiany miejsc".
Miałem sporo szczęścia w ciągu minionych prawie siedemdziesięciu lat. Nadal mi dopisuje. I właściwie wszystko mi się podoba. Nie mam uprzedzeń. Znam się na przeszłości, a teraźniejszości nie rozumiem. Mam teraz trochę czasu, żeby pogawędzić i powspominać. Starszemu panu wypada jedno i drugie.